wtorek, 2 grudnia 2014

Operacja 20 marca


20 marca 2014r. Marek Nazarko uchodził za burmistrza, którego pozycja wydawała się niepodważalna.
 
20 marca, dzień w którym Mikołaj Greś zrzekł się redagowania „Gazety Michałowa”.

O godz. 8:30 udałem się na Pocztę w Michałowie. Było to na kilka godzin przed sesją Rady Miejskiej, na której mój tata miał się zrzec redagowania cenzurowanej gazety. Wysłałem 71 już zaadresowanych listów, w każdym z nich znajdowała się ulotka mówiąca o rezygnacji. Adresaci to głównie dziennikarze i podlascy samorządowcy. Koperty były zamknięte więc pracownicy poczty nie mogli się dowiedzieć, co jest w środku. Listy miały dotrzeć do adresatów dopiero następnego dnia.

Tego dnia, (to był czwartek) ja razem z moim tatą Mikołajem i Dorotą Burak byliśmy na sesji Rady Miejskiej. Dorota Burak wiedziała o zamiarze rezygnacji redaktora, była jedną z nielicznych wtajemniczonych osób. Powszechne oburzenie wywołało to, że wszedłem na salę razem z Dorotą Burak, usiedliśmy obok siebie. W marcu Dorota Burak była osobą szykanowaną przez Marka Nazarko. Gdy Dorota Burak zabrała głos w trakcie sesji, jeden z kierowników rzucił do niej "cicho być".

Mieliśmy przyszykowane ulotki, w których to redaktor opisał w jaki sposób jest redagowana „Gazeta Michałowa”. Nakład 2200. Nie mieliśmy możliwości odwrotu, ponieważ wcześniej wysłane Pocztą listy wyruszyły już, każdy w innym kierunku. Zorganizowałem to w takiej kolejności, aby tata w ostatniej chwili nie zawahał się.

Mój tata w trakcie sesji zabrał głos (pomimo zakazu Przewodniczącego Rady) i oznajmił w krótkim i bardzo emocjonalnym przemówieniu, że zrzeka się redagowania „Gazety Michałowa” ponieważ stała się ona symbolem braku wolności słowa.

Ja i tata rozdaliśmy ulotki Markowi Nazarko, radnym (w tym dla obecnego burmistrza Włodzimierza Konończuka), kierownikom jednostek, sołtysom i pozostałym licznie zebranym osobom będącym na sali obrad. Dorota Burak filmowała to wszystko. Było to około godz. 13:10.

Marek Nazarko zaniemówił i sprawiał wrażenie nieobecnego. Radny Piotr Dąbrowski zareagował najszybciej i na stojąco klaskał. Radna Maria Ancipiuk głośno krzyczała „Jak to?!”  Zaraz po rozdaniu ulotek wszystkim obecnym na sali obrad wyszedłem i pokoik po pokoiku rozdawałem ulotki niedowierzającym i wyraźnie zaskoczonym pracownikom ratusza, wielu z nich okazało żywą radość. Pierwszą ulotkę wręczyłem Jolancie Narolewskiej, która nie od razu zorientowała się, o co chodzi.

Po opuszczeniu ratusza zadzwoniłem do mojego brata Mateusza, aby ten opublikował ulotkę w wersji elektronicznej w Internecie poprzez emaile i Facebook. Po czym wykonałem telefon do Urszuli Tołwińskiej, by rozpoczęła rozdawać ulotki w Agencji PKO BP. 

Następnie wykonałem telefon do mojego największego kolegi Mateusza Czerniawskiego, który był we wszystko wprowadzony. Mateusz Czerniawski czekał na mój telefon, miał w swoim samochodzie kilkaset przygotowanych ulotek i po moim telefonie wyruszył rozdawać je w miejscowościach w naszej gminie z wyjątkiem Michałowa, Topolan, Hieronimowa i Pieniek, które to przypadały mnie.
Wsiadłem w samochód i pojechałem na Pocztę. Zostawiłem około 1000 ulotek do rozniesienia przez listonoszy na terenie naszej gminy. Pan Mikołaj Szolc mówił: „Nie wierzę. Naprawdę? Jak ja teraz będę tego człowieka szanować!”


Po zostawieniu ulotek na poczcie udałem się do Agencji PKO BP i wysłałem wcześniej starannie przygotowany email z ulotką w wersji elektronicznej do kilkudziesięciu adresatów.


Po wysłaniu emaili wyszedłem na ulice Michałowa i rozdawałem ulotki każdej napotkanej osobie. Jak zaszedłem do sklepu Leszka Barszczewskiego i chciałem rozdać tam ulotki to zastałem pracowników obsługujących ksero i kopiujących ulotkę, bo ulotka trafiła tam już wcześniej, ale tylko jedna. Pani Swietłana Łuksza także kserowała ulotkę. Wielu ludzi reagowało euforycznie. Kilka godzin z małymi przerwami rozdawałem ulotki napotkanym mieszkańcom. Następnie wsiadłem w samochód, by rozdać ulotki w Hieronimowie, Topolanach i Pieńkach.

Jeden z mężczyzn, Pan Jacek, po przeczytaniu ulotki powiedział: "miałem w poście nie pić alkoholu, ale takie święto, to jak tu się nie napić".


Reakcje ludzi podnosiły mnie na duchu. Panowała powszechna radość. Doszła mnie informacja, że Pani Maria Ancipiuk wyrywała jednej Pani na ulicy ulotkę z ręki, obie kobiety porwały ulotkę.

Wiele osób dziękowało. Choć były i przykre słowa. To był bardzo długi dzień. Mateusz Czerniawski wrócił z objazdu z ulotkami po naszej gminie dopiero po zmroku.

20 marca, jednego dnia, mojemu tacie blisko sto osób zaproponowało status "znajomego" na Facebooku. Jak przypuszczam, jest to swoisty rekord.



Byli też i tacy, co mówili mojemu tacie mniej więcej tak: "Mikołaj jesteś frajer, po co ci to było? Marek tak i tak wygra, i gdzie ty pójdziesz do pracy? A do emerytury jeszcze ładnych parę lat. Mnie wiele rzeczy w naszej gminie też nie odpowiada, ale po co się narażać? Po co się wychylać? I tak nic nie da się zmienić. Źle ci było? 4 tysiące na rękę, syn ma lokal na bank za nieduże pieniądze, a ty się wygłupiasz."


Niecałe dwa tygodnie po 20 marca dokonano aneksu do umowy najmu lokalu na Agencję PKO BP, którą prowadzę w budynku G.O.K. Jak się domyślacie płacę obecnie trochę więcej niż przed 20 marca. 


Jakiś czas później mój tata został w skandalicznych okolicznościach zwolniony z pracy jako kierownik biblioteki. Zostało na nim wymuszone, by podpisał dokument, który pozbawiał go nie tylko pracy, ale też kuroniówki. Do dziś jest bezrobotny.

Brak komentarzy: