Publikuję tekst Dariusza Waśko:
"Zdrowie dzieci jest najważniejsze"
Wiele się ostatnio mówi w mediach o "śmieciowym
jedzeniu" w szkołach. Propagowanie prawidłowych nawyków żywieniowych u
dzieci jest bardzo ważne, bo jak mówi przysłowie "Czym skorupka za młodu
nasiąknie, tym na starość trąci”.
Otyłość i nadwaga u dzieci staje się palącym problemem.
Według badań Instytutu Żywności i Żywienia odsetek dzieci i młodzieży z nadwagą
i otyłością w Polsce w 1995 r. wynosił niecałe 9 proc., a w 2000 r. już ponad
11 proc. W kolejnych latach systematycznie wzrastał. Obecnie wynosi niemal 16
proc.
Z dorosłymi nie jest lepiej, ale tu w odróżnieniu od
najmłodszych uczniów możemy domniemać pełną świadomość wyboru odżywiania. Dzieci,
zwłaszcza te najmłodsze, to my powinniśmy chronić i przede wszystkim edukować w
zakresie zdrowego odżywiania.
Zejdźmy na nasze podwórko. Od wielu lat w naszej gminie jest
jedna szkoła podstawowa i ten sam właściciel sklepiku szkolnego. Sama idea jest
słuszna. Uczniowie nie wychodząc poza teren szkoły mogą dokupić brakujący zeszyt,
długopis, gumkę, itp. Niestety trudno się na tych drobiazgach dorobić zysków,
więc idąc drogą na skróty sprowadza się do niego szeroko rozumiane
"słodycze". Batoniki, żelki, słodkie napoje i innego rodzaju
śmieciowe jedzenie nie patrząc na zdrowie uczniów tylko na własne zyski.
Jak twierdzi Dr n. med. Danuta Myłek frytki i chipsy
są najbardziej niebezpiecznym pokarmem, zwłaszcza dla dzieci - "jedna
frytka to to samo co jeden papieros”. Brzmi groźnie zwłaszcza jeśli dotyczy
dziecka, ale czy sprzedawca sklepiku jest tego świadomy?
Wielu dyrektorów polskich podstawówek już dawno zauważyło
ten problem i mając wpływ na konstrukcje umów z ajentami zabraniali handlu żywnością
wysoko przetworzoną. Do nas ten trend niestety nie dotarł.
Zdaję sobie sprawę, że mamy wolny rynek, a wyżej wymienione
słodycze są ogólnie dostępne i można je kupić w każdym spożywczym sklepie, ale
czy są wskazane do sprzedaży w szkole?
Na szczęście tym palącym problemem zajął się Sejm. W
przygotowanej przez posłów PSL i uchwalonej w październiku większością głosów
ustawie jest ograniczenie dostępu dzieci do produktów żywnościowych
zawierających znaczną ilość składników szkodliwych dla ich rozwoju. Podpisana w
grudniu ustawa przez prezydenta wejdzie w
życie 1 września 2015 roku.
Dariusz Waśko
6 komentarzy:
Nudy,
Niestety często jest tak, że rodzice na to przyzwalają, a nawet sami dziecku takie jedzenie kupują. Ci, którzy w domu zostali nauczeni jak się prawidłowo odżywiać i tak tego nie kupują, a nawet jak raz czy dwa kupią paczkę chipsów to nic się nie stanie. Z kolei Ci, którym w skrócie mówiąc w domu rodzice serwują frytki na obiad najwyżej przyjdą do szkoły z "zaopatrzeniem" albo kupią po drodze etc.
Szkoła ma uczyć. Dzieci pół dnia tam siedzą. Zdrowych nawyków odżywiania też musi uczyć. To jest odpowiedzialność. A tego nie ma na naszym podwórku. Gdzie jest dyrektor szkoły? Gdzie radni? Gdzie burmistrz? Gdzie rodzice? Gdzie nauczyciele? Dobrze że Darek o tym pisze.
Nie można zarabiać na zdrowiu dzieci. Niech pani przewodnicząca poruszy ten temat na radzie.
A prawo nie zabrania dla radnej mieć firmę na mieniu gminnym?
no i wlasnie taka jest zawisc michalowska
Psy ogrodnika
Popieram przedmówcę, każdy ma tylko pretensje do kogoś i nikt nie patrzy na siebie, czy ktoś komuś broni mieć swoją firmę - ja jej nie mam i śpię spokojnie dla mnie każdy radny może mieć po 20 sklepów. Sama rozpieszczam swoje dziecko słodyczami i mam mieć do kogoś o pretensję ? nie... tylko sama do siebie, ale pomimo tego jestem za zdrową żywnością w szkole. W końcu to w szkole "uczą " się dzieci wszystkiego i to niech tam też maja przykład zdrowego żywienia.
Prześlij komentarz