środa, 10 września 2014

Dlaczego ja?

Zamieszczam na łamach mojego bloga tekst redaktora naczelnego "Wiadomości Gródeckich" Jerzego Chmielewskiego.

"Dlaczego ja?"

Przez ponad dwa miesiące psychicznej męki po zdjęciu wielkoformatowej reklamy z wizerunkiem burmistrza Michałowa Marka Nazarko, zawieszonej podstępnie na ścianie budynku kierowanego przeze mnie Gminnego Centrum Kultury w Gródku, ciągle zastanawiałem się, dlaczego zostałem zaatakowany. Od początku bowiem nie miałem wątpliwości, że w ten sposób włodarz naszych sąsiadów postanowił mi przede wszystkim zagrać na nosie. Bo wcale nie chodziło mu o zachęcenie mieszkańców Gródka do osiedlenia się w „wolnej od podatków” gminie Michałowo. Zaraz po usunięciu reklamy publicznie na łamach „Kuriera Porannego” oświadczył przecież, że rezygnuje z prowadzenia takiej kampanii na terenie naszej gminy, bo „do jej mieszkańców informacje o zwolnieniu z podatków i ciekawej ofercie zachęcającej do zamieszkania i tak docierają”. To po co było ją zaczynać? Przecież burmistrz Nazarko od początku doskonale wiedział, że takie działanie nie zostanie zaakceptowane przez gródecką społeczność i władze naszej gminy. Negatywny odbiór nieudanej próby takiego „zareklamowania się” na siłę dał się odczuć natychmiast podczas sesji Rady Gminy, która odbyła się godzinę po usunięciu nieszczęsnej reklamy. Potem swego oburzenia nie kryli też mieszkańcy, w tym bardzo wiele osób z Michałowa, podtrzymując mnie na duchu. Negatywne wypowiedzi z Gródka znalazły się też w reportażu, wyemitowanym na początku sierpnia w Radiu Białystok.

Tą niefortunną reklamą burmistrz Marek Nazarko mieszkańcom i władzom naszej gminy chciał pokazać, jak jest wielki. Wymyślił całą tę ukrytą kampanię wyborczą w postaci reklamowania siebie już pół roku przed wyborami na siatkach rozpiętych na budynkach w Białymstoku, bo zamarzyła mu się funkcja marszałka województwa, albo chociaż starosty powiatu. Ostatecznie póki co z tych aspiracji nic nie wyszło – burmistrz Michałowa na razie nie dostał się na listy do powiatu i województwa. Nie wiadomo czy nawet próbował, bo swymi zapędami politycznymi i autorytarnym stylem władzy w Michałowie dawno skompromitował się w oczach swych kolegów z Platformy Obywatelskiej, o czym swego czasu szeroko rozpisywała się prasa. Z tego powodu nie zdołał też przeforsować na czołowe miejsca kandydatur swoich ludzi.

Marek Nazarko sąsiedni Gródek zawsze traktował z góry, z założenia gorszy od jego Michałowa. Otwarcie używa słowa „wiocha”. Po przegranym meczu piłkarzy z Michałowa z Gryfem Gródek miał powiedzieć: „Można przegrać, ale żeby z taką wiochą!?”. Te przykre słowa osobiście słyszał przewodniczący naszej Rady Gminy, o czym powiedział na posiedzeniu komisji kultury, zwołanej w lipcu dla wyjaśnienia całego zajścia.

Marek Nazarko chce być lepszy od innych za wszelką cenę. Zawsze zazdrościł też bogactwa gródeckiej kultury – że działa u nas tak wiele zespołów, organizowane są wielkie imprezy, jak Basowiszcza czy Siabrouskaja Biasieda. Kłuła jego oczy też moja aktywność jako dyrektora Gminnego Centrum Kultury w Gródku.

Ale najbardziej michałowskiego burmistrza bolała moja nieustępliwość w opisywaniu lokalnej rzeczywistości na łamach „Wiadomości Gródeckich”, których redaktorem naczelnym jestem już od dwudziestu lat. Swoją „Gazetę Michałowa” podporządkował własnej propagandzie od razu, gdy został włodarzem gminy. To samo usiłował na różne sposoby zrobić z gazetą gródecką.

I pomyśleć, że niewielka rubryka „U sąsiadów” w „Wiadomościach Gródeckich” doprowadzała Marka Nazarko do czerwoności. A pisałem tam tylko (wzmiankowo) o tym, o czym głośno było o Michałowie na Podlasiu i w Polsce. A to o z góry wiadomym niepowodzeniu budowy lotniska w Topolanach, a to o pompowaniu struktur PO, czy wreszcie srogim cenzurowaniu „Gazety Michałowa” i rezygnacji z tego powodu jej redaktora naczelnego.

Takie kompromitujące fakty burmistrz u siebie stopował z łatwością. Miał też metody, aby niekorzystny wizerunek Michałowa blokować w niektórych mediach białostockich (w Radiu Białystok i Kurierze Porannym). Takiego sposobu od dawna usilnie szukał też na mnie w Gródku, robiąc naciski z góry, czyli na wójta, mego zwierzchnika, przekonując nawet, aby mnie zwolnił z pracy. Ale gdy to nie pomogło, uderzył banerem ze swoim zdjęciem w „mój” dom kultury... Tylko czy aż na takie szaleństwo mógłby pójść człowiek ze zdrowym rozsądkiem?

Jerzy Chmielewski ▲

Brak komentarzy: